Nasza strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.

www.jpiiteam.beskidy24.pl

portrait

Nawigacja

Szymon, Dawid i Krzysztof » reportaże » Matterhorn w Hołdzie JP II

Data: 17 grudnia 2007

Matterhorn w Hołdzie JP II

Matterhorn w Hołdzie JP II

Ci czytelnicy, którym zdarzyło się kiedyś uciec z dusznego i zatłoczonego miasta,
z codziennego wiru pracy i obowiązków ku pięknie natury i znaleźli się w samym jej centrum, by się nią rozkoszować, zrozumieją nasz optymizm i miłość do gór, którą wszczepił nam nie kto inny, jak sam Duch Gór, a którą chcielibyśmy przekazać, dzieląc się wrażeniami z przygód, jakie wspólnie przeżyliśmy, na wyprawie zadedykowanej i poświęconej słudze Bożemu Janowi Pawłowi II.
Wyjechaliśmy 25 VII w poniedziałek, dedykując całą wyprawę śp. Ojcu Świętemu. Jego słowa - „Jeśli chcesz znaleźć źródło musisz iść do góry pod prąd” , stały się mottem naszej wyprawy, podtrzymywały na duchu i mobilizowały. Wydrukowaliśmy je na pamiątkowych koszulkach, które towarzyszyły nam przez całą wyprawę. We wtorek rano byliśmy już we włoskim miasteczku Cervinia u podnóża „Góry Gór”, której szczyt jest marzeniem każdego alpinisty. W ten dzień wyjechaliśmy kolejką, zdobywając szybko wysokość w celu aklimatyzacji na Plateau Rosa skąd wyszliśmy na przełęcz Breithorn, gdzie rozbiliśmy bazę na 3790 m n.p.m. Przygotowując się na szczytowy atak Matterhornu, udało się nam wejść między innymi na Breithorn Wschodni (4141m n.p.m) i Zachodni (4165m n.p.m). Dzień później pogoda pozwoliła wejść na dwa piękne szczyty Castor (4226m n.p.m.) i Pollux (4092 m n.p.m). 30 VII po niezapomnianych wrażeniach, i dobrej aklimatyzacji zjechaliśmy do Cervini. Była to sobota, Ks. Krzysztof Cojda – kierownik naszej wyprawy, odprawił nam msze św. niedzielną. W niedzielę obudziliśmy się pod błękitnym niebem, decyzja była jednogłośna „atakujemy”.
– Nie miałem w planie tej góry. Byłem tam i powiedziałem, że w życiu już tam nie stanę. Tak mi dała w kość. Jedynym argumentem za wspinaczką była pogoda, jaką zapowiadano i wejście od strony włoskiej – mówił Ks. Krzysztof. Pogoda dopisała, po siedmiogodzinnym marszu dotarliśmy do schronu Correl’a (3850 m. n.p.m.) późnym wieczorem, stąd o godz. 4 z groszami 1 VIII wyruszyliśmy, by stanąć na Jej wierzchołku: Ks. Krzysztof, Szymek Wawrzuta i Ja (Dawid Stec), w schronie pozostał, z powodu kontuzji nasz kolega Marek Tucznio, jak sam mówił „ będę z wami duchem”. Pogoda była wymarzona: zero wiatru, piękne gwieździste niebo i nawet dość ciepło.
Droga nie była łatwa, ciężka w orientacji i cały czas w ekspozycji. Tyczyliśmy ją sami, wiodła od schronu, granią na szczyt Pic Tyndall (4241 m n.p.m). Po osiągnięciu szczytu mieliśmy do pokonania przełęcz Col Felicite, po której znaleźliśmy się na właściwej grani Matterhornu. Punkt 12, na sam Anioł Pański, stanęliśmy na szczycie tuż przy krzyżu. Ogromne wzruszenie, przepiękne widoki. Na naszej wysokości latały helikoptery i turystyczne awionetki. Podlatywały do szczytu, pasażerowie machali nam z okien i robili zdjęcia, było fantastycznie. Spędziliśmy tam dobry kwadrans, cykając pamiątkowe zdjęcia. Pogoda na szczycie była wymarzona, zero wiatru, mocne słońce i wspaniała przejrzystość powietrza. W trakcie zejścia diametralnie się zmieniła, po 2 lub 3 godzinach oziębiło się, zaczął padać śnieg, świstały nad naszymi głowami pioruny i wiał silny wiatr. Włos się jeżył pod kaskami, a czekany podejrzanie świstały, dopiero po zejściu do schronu wytłumaczyli nam, że zbierały wyładowanie atmosferyczne.





Wszystkie prawa zastrzeżone Beskidy24.pl © 2009

Redesign i nadzór techniczny Cyber.pl © 2009